Za długo gniłem w łóżku. Byłem już wyspany o 6.00, a leżałem bez sensu do 8.00. Było wstać i albo zacząć podlewać albo pójść na rower. Poszedłem o 9.00, to było już strasznie gorąco. Wróciłem zlany potem. Ją nie wiem jak my dawaliśmy radę w lipcu na rowerach jeździć po 2tygodnie codziennie w taki upał... Byliśmy młodsi. Wszystko wydawało się wtedy prostsze.
Miałem pomagać mamie podlewać ale ona znowu po swojemu podlewa ręcznie słuchawka tam gdzie ją bym postawił zraszacz i by się samo podlewało. No to pojechałem na mityng Aa jak wczoraj wieczorem sobie zaplanowałem. Powinienem na nie jeździć jak chce być trzeźwy. A czy ją chce? I tak i nie, jednocześnie. No właśnie. Ale nie chce żyć ciągle w kłamstwie.
Dziś się nieźle czuję to mi łatwo mówić że nie chce już brać, dzień po wzięciu to każdy jest mądry!
Zresztą humor mi się psuje... Ale zawsze tak jest że jak po wstaniu mam za dobry to się psuje potem.
Trzęsę się. Na mityngu trzęsł mi się głos jak tam czytałem formułki i co tam kazali. Podnosiłem szklankę to się trzęsła ręka , jakbym wczoraj przestał chlać. Mam nadzieję że nikt tego nie zauważył.
Mam kiepskie przemyslenia o sobie... Taki kolega z ośrodka mi napisał że liczy się całość życia a nie tylko chodzenie na grupy, i bym się usamodzielnił. Mądre słowa ale bolące . Gdzie ją się usamodzielnie jak ją nie mogę ogarnąć siebie w domu z rodzicami. Piotrek mi też dojebał w mailu, że by pogonił takiego jak ją z domu itp . Tylko Gosia fajnie napisała, że muszę przetrwać ten okres, że bym czuł się bezpiecznie i miał wsparcie w kimś. Że ludzie żyją bez tej euforii na codzien to i ją się przyzwyczaję.
Tymczasem leki już zażyłem i powoli kładę się. Jest wcześnie ale co tu robić . Jutro rano trza wstać i na ten rower iść . I coś podlać w ogrodzie bo mama mi pokazała czego nie podlała.
Marne to moje życie... To i marny ten blog, wiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz